poniedziałek, 27 grudnia 2010

04. Poznawanie nieznajomych

[Kontynuacja części 03. Opowiadanie w klimacie BDSM]

Dorota w te wakacje przeżyła najgwałtowniejszą i najbrutalniejszą przygodę swego życia. Tortury – bo tak powinno się określić to, czego dokonali na niej dwaj przypadkowi znajomi z wyjazdu wakacyjnego – jakich doznała były wręcz niebezpieczne i tylko cudem, bez ubrań na sobie, błąkając się pośród wiejskich dróg znalazła pomoc, ubranie i schronienie. Po powrocie do domu nikomu nie opowiedziała o przygodzie, stała się znów na pewien czas małomówna, ale nie przeżywała tego aż tak poważnie. Fakt ten aż ją zastanowił. Do tej pory sądziła, że kierują nią pogarda do mężczyzn oraz chęć zemsty na Igorze, który dał jej niegdyś porządną nauczkę (czyli lanie na gołą pupę) na oczach całej uczelni. Przypomnę, że niemniej pechowo skończyła się późniejsza jej próba skompromitowania Igora w oczach przyjaciół z jego paczki – została przez nich w rezultacie grupowo zgwałcona. Myślami wracała często do tych zdarzeń, ale nie wspominała tego ze zgrozą, ale nawet z pewną dozą... sympatii. To ją szokowało niezmiernie, więc starała się dotąd w to nie wgłębiać. Reszta wakacji, którą spędziła na wsi u rodziny, stała się jednak okazją do takiego właśnie rozmyślania. Stopniowo jej rozmyślania zmieniły się w tęskne wspominki, a jej ciało na samo wspomnienie tego, drżało za każdym razem tak, jak w chwili tych przygód. Drżało nie ze zgrozy, ale z powodu pewnej dozy strachu i... podniecenia. Podniecała ją sama myśl o tym, że jej piękne, zgrabne, na co dzień nieujarzmione ciało stawało się przedmiotem agresji i tortur, było brutalnie bezczeszczone, choć oczywiście bez trwałych śladów. Zrozumiała już, że jej nieustanna walka o wolność od czułych mężczyzn i od miłosnego dotyku ich rąk na jej ciele była uwarunkowana innymi potrzebami. Delikatność w gruncie rzeczy była dla niej godna pogardy; o prawdziwe podniecenie przyprawiała ją właśnie myśl o ryzyku oraz o swej bezsilności wobec przemocy. Ale przemocy niezwykle pożądanej. Gdy to pojęła, natychmiast postanowiła zadziałać i to zweryfikować. W przypływie młodzieńczej śmiałości postanowiła raz wypróbować losu i udała się samotnie na nocny spacer rzadko uczęszczanym lasem. Słyszała, że w tej okolicy trafiają się różni nieznajomi; niektórzy podobno zboczeni... Aby przygoda stała się bardziej porywającą, postanowiła wybrać się na ten spacer... bez niczego na sobie. Ubranie, które założyła na siebie przy wyjściu, ukryła blisko domu i ruszyła ścieżką w samych pantoflach na obcasie. Jej figura przy świetle księżyca wyglądała bosko. Delikatne drżenie ciała (z zimna i podniecenia) oraz dreszcze towarzyszyły jej w czasie całego spaceru. Był zaś on dość długi – pół godziny. Ale nie przyniósł wielu skutków, gdyż nikogo nie napotkała. Pomyślała: „W mieście znajdę jakiś sposób na przygodę”.

Po powrocie z wakacji, a przed kolejnym rokiem akademickim, próbowała różnych sposobów. Nagie spacery nie doprowadziły do spotkania z oprawcą, jedynie z kilkoma zgorszonymi parami. Wstyd z tego powodu trochę ją zniechęcił. W ostateczności sięgnęła do internetu, którego nie darzyła nigdy zbytnią sympatią. Tam znalazła w końcu stronę grupki interesującej się tzw. „BDSM”. Nie wchodząc w szczegóły po prostu się z nimi zaznajomiła, a na pytanie, czy jest świadoma, że może jej coś grozić, odpowiedziała tylko: „mnie to nie przeszkadza”...

No i się umówiła! Aby się lepiej poznać, najlepiej zorganizować jakiś wypad integracyjny. Stanęło na paintballu. Miało być kilka dziewcząt i chłopaków. Niedaleko miasta. Dorota zjawiła się więc w piękny wrześniowy dzień na placu koło opuszczonej fabryki wśród traw i lasu. Nie przeliczyła się. Stawiła się wesoła grupa siedmiu osób. Wszyscy ubrani w jakieś brudne stare, za duże ciuchy. Dorota była na to przygotowana. Też miała taki zestaw na sobie. Krótkie przywitanie i wymiana imion (których Dorota nie zapamiętała). Okazało się, że kobiet wśród nich nie ma. „Czyli będę tu rodzynkiem?” – skomentowała.
Podzielili się od razu na dwie grupy po cztery osoby. Z Dorotą było trzech chłopaków w wieku 22-25 lat, dość silnych, wysokich. Jednak grupa przeciwna wyglądała na silniejszą; faceci trochę starsi, barczyści. Przeczuwając wynik, Dorota z lekkim podnieceniem spytała, jaka jest nagroda. Odpowiedź była krótka: „Satysfakcja”.
Dorota dostała kask na głowę, gdyż pociski z farbą były dosyć silne i mogły przyprawić o siniaki na twarzy. Inni włożyli podobne. Godzina rozpoczęcia symboliczna: punkt dwunasta. Rozdano broń. Ze zdziwieniem Dorota stwierdziła, że broń, jaką dostała jej drużyna, jest mniejsza, więc chyba gorsza od broni  przeciwników. Jej komentarz był stanowczy: „to nie fair play! Proszę to zmienić!” Wywołało to jednak pomruk złości u drużyny przeciwnej. Jej kapitan zdjął kask (spod którego ukazały się dłuższe włosy blond) i zakomenderował: „Ależ oczywiście! Zmieniamy nieco zasady! Małe pistolety będą w naszej drużynie, dobrze?” Na to Dorota z satysfakcją się zgodziła. Ku jej zdziwieniu jednak, drużyna przeciwna przejęła nie tylko pistolety, ale i trzech chłopaków z jej drużyny. Stanęli oni teraz po drugiej stronie.  
„To możemy zaczynać!” – krzyknął blond przywódca
Dorota nie miała czasu na protesty. Cała siódemka stała przeciwko niej i za chwilę rozpoczęła ostrzał. Próbowała strzelać, ale pod gradem pocisków przeciwnika szło jej słabo, a w końcu któryś z pocisków wybił jej broń z rąk. Padła na ziemię. Grupka do niej podeszła. Blondas podniósł jej broń: „to też jest mniejszy pistolet, on też miał być w naszej drużynie”.
Dorota odwróciła się i krzyknęła tylko: „Chamy z was!”, ale już za chwilę napastnicy rzucili się na nią i w szybkim tempie ściągnęli z niej całe ubranie. Została tylko w kasku i butach górskich. Odruchowo zwinęła się w kłębek, jak kotka, zasłaniając miejsca intymne. „Wstawaj mała!” – krzyknął przywódca – „Teraz naprawdę zaczynamy zabawę!”
Dorota leżała naga patrząc oszołomiona na nich. Nie poruszyła się. Po chwili któryś z nich strzelił w bok jej uda. Czerwona farba utworzyła plamę poniżej jej łona, ból przeszył tę część jej ciała. Za chwilę podbiegł inny gracz i wyjął markera: „Ja to ułatwię!” To mówiąc szybkim ruchem zablokował jej ręce i niezdarnie nakreślił kółka wokół obu jej piersi, pępka oraz łona, a przewracając ją – także wokół obu jej pośladków. Potem podniósł ją na siłę i pchnął do biegu. Dorota chwilę bezradnie truchtała przed siebie, ale strzał, jaki poczuła na swoim pośladku zmobilizował ją do biegu. „Brawo! 40 punktów Edek! Biegnij suko, zobaczymy ile kulek uda się w ciebie wlepić!”


Dorota ukryła się za drzewem, mając już kilka „postrzałów” na plecach. Nagły ból w pępku – ktoś ją trafił. Uciekła dalej, a ten ktoś za nią z triumfalnym śmiechem: „Mam pępek! Trafiłem sarenkę w pępuszek!” Teraz już Dorota biegła chaotycznie. Raz wybrany kierunek okazał się chybiony. Zza kolejnego drzewa wyszedł inny „łowczy”. Dwa strzały w piersi, a potem, gdy się zawróciła – dwa w pośladki sprawiły, że zapiszczała. Rzucała na nich obelgi, ale w zamian otrzymywała podobne w stosunku do siebie, ale okraszone celnymi lub niecelnymi strzałami w swoje ciało. Jeszcze kilka razy biegnącą, bezbronną, zastraszoną i piszczącą „zwierzynkę” trafiali „myśliwi” w pośladki, łydki, uda, ramię i brzuch. Któryś z nich stał też w oknach fabryki. Gdy podbiegła tu się ukryć, ugodził ją prosto w sutka. Potem zaczął pokropywać deszcz, co zmazało trochę jej „rany”, ale i przyprawiło o gęsią skórkę. Na koniec udało jej się wreszcie zaskoczyć od tyłu jednego z przeciwników, ale broni mu nie wyrwała. Za to on ją rzucił na żwirową drogę, koledzy podbiegli, rozchylili jej uda i „ofiara” napaści wystrzeliła pocisk prostu w wargi sromowe Doroty, wywołując krzyk bólu i błagania: „AAAUUU! Błagam, darujcie już mi! Sto punktów!! Zdobyłeś moją waginę, zwyciężyłeś! Zlituj już się, to boli jak diabli!”

Wieczorem Dorota zmywała pod prysznicem długo plamy na ciele. Pumeks jej bardzo pomógł, choć skóra porządnie ją piekła. Czuła się jednak pozytywnie zdziwiona bezceremonialnością tego blondyna z paintballa. Choć doskwierał jej ból po tym nierównym pojedynku, jednak nie przytłumiał on podniecenia, jakiego doznawała na myśl o tym, co się stało. Postanowiła jeszcze napisać do kapitana przeciwnej drużyny...


Napisała maila do niego tydzień później. Brzmiał on mniej więcej tak: „Cześć. To ja, graliście ze mną w paint balla tydzień temu. Jesteście brutalnymi facetami. Ale trzeba przyznać... że świetnie celujecie. Wszystkie cele na moim ciele zostały osiągnięte! Może jeszcze masz ochotę na jakiś pojedynek? Tym razem sam na sam? Chyba mam prawo rewanżu? Dorota”
Odpowiedz przyszła niebawem. Zacytuję ją również, gdyż była adekwatna: „Cześć sarenko, pamiętam cię. Bardzo jesteś ładna, więc nie odmówię i pokonam cię w jakiejś innej dyscyplinie sportu! Spotkajmy się. Alan” Riposta Doroty poszła jeszcze tego samego dnia: „Kiedy bitwa?”

Zamiast na bitwę, dostała zaproszenie na kolację wraz z prośbą, aby ubrała się w strój wieczorowy. Perspektywa kolacji, właściwie randki, bardzo Dorotę ucieszyła. W końcu nie można się dawać mieszać z błotem cały czas. Poza tym chciała poznać tamtego osobnika, gdyż bardzo jej się spodobał. „Alan” – to imię dźwięczało odtąd jej w uszach. Włożyła więc na siebie elegancką, czarną, połyskującą spódniczkę, i  czerwoną króciutką bluzeczkę, która trzymała się dwoma cienkimi paskach na jej kształtnych ramionach, odsłaniając sporą część dekoltu oraz brzuszek. U spodu spódniczka zakrywała miednicę, łono oraz  prawie całe uda: odsłonięte były jej piękne, zgrabne nogi, na które założyła drobne, czarne buciki na wysokim obcasie. To czyniło jej nogi jeszcze ponętniejszymi. Make-up na twarzy dopełniał całości. Tak wystrojona podążyła do umówionej restauracji hotelowej w centrum miasta. Przy stoliku już czekał jej towarzysz. Ubrany w czarną koszulę i spodnie – elegancko i gustownie. Przywitał się z nią pocałunkiem w policzek.
-         witaj ślicznotko... Miło, że przyszłaś

Dorota była oczarowana – a było to do niej niepodobne. To wdzięk jej rozmówcy tak na nią podziałał.
-         Chciałam cię lepiej poznać... – zaczęła nieśmiało
-         Siadaj i zamawiaj coś, proszę – chłopak nadal był bardzo miły
Po zamówieniu kolacji nastąpiła chwila ciszy. Przerwał ją Alan:
-         Dorota, tak ci na imię... Powiedz, boisz się mnie?
-         Trochę tak – Dorota poczuła się nieswojo – ale tak już musi być...
-         Nie zniechęciłem cię ostatnio?
-         Ależ skąd – tego była pewna
-         Musisz jednak wiedzieć, że to nie był wyjątek... Ja nie traktuję dziewczyn jak boginie... Życie ze mną jest trudną drogą... Masz kogoś?
-         Nie! – wyrwało jej się natychmiast. Alan uśmiechnął się, gdyż ta prędkość odpowiedzi świadczyła o jej determinacji
-         To dobrze... Jeśli chcesz się za mną spotykać nie możesz mieć nikogo innego, bo jestem zazdrosny  - ostrzegł - opowiedz o sobie...
Dorota powoli zaczęła szczery monolog na temat swych doświadczeń. Mówiła o wszystkich tych swoich przygodach bez wstydu, akcentując odpowiednio każdy moment „kary”, jaki ją spotykał za każdym razem. Alan miał bardzo zadowoloną minę i z każdą kolejną przygodą jego uśmiech się rozszerzał.
-         Jesteś bardzo zawadiacką dziewczynką! – zaśmiał się – ale i bardzo odważną
-         No tak, chyba tak – przyznała
-         Zostaniesz moją dziewczyną! – zawyrokował – będzie nam bardzo dobrze...
Dorota nic nie odpowiedziała, ale skinęła tylko nieśmiało głową
-         Jesteś piękna – skomplementował ją Alan, odsuwając się trochę od stołu, by móc obejrzeć całą jej sylwetkę – masz śliczną twarzyczkę, boskie nóżki i ten szelmowski błysk w oku.
Dorota oblała się rumieńcem. Alan kontynuował:
-         Chyba się w tobie zakocham, naprawdę! Cieszę się, że się odezwałaś do mnie po ostatniej przygodzie...
W tym momencie Dorota zaczęła odczuwać lekki niesmak jego uległością względem jej urody. Uczucie to wzmogło się jeszcze w momencie, kiedy Alan wyciągnął spod stołu małe pudełko oprawione w skórę, jakiego używa się do pakowania biżuterii
-         Przyjmij ode mnie ten prezent. To jest coś, co doda ci uroku i podkreśli twą urodę
-         Ależ dziękuję – odparła zawiedziona tym staromodnym dżentelmeńskim podarunkiem. Jej mina jednak zrzedła, gdy zajrzała do środka. Były tam cztery czarne, metalowe obręcze, zaopatrzone w dodatkowe kółeczka, na których zwisały mniejsze obręcze. Wyglądało to jak rodzaj kajdanek. Nie było jednak łańcuszków.
-         Podoba ci się?
Podniecenie uderzyło Dorocie do głowy. Obejrzała je z bliska.
-         Załóż je sobie w tej chwili – zaproponował Alan
-         Tak tu, przy ludziach? – spytała Dorota
-         Natychmiast! – Alan postawił sprawę jasno
-         Ale dlaczego są cztery? – spytała
-         Te dwie – Alan wskazał je – zatrzaśnij sobie powyżej stóp
Dorota przełknęła ślinkę z wrażenia. Po chwili jednak je uniosła, otworzyła i spojrzała jeszcze raz mu w oczy. Alan patrzył na nią stanowczo. Dorota zrozumiała. Powoli odsunęła się od stołu i schyliła. Jedna obręcz została zatrzaśnięta tuż nad pantofelkiem. Zimno metalu przyprawiło ją na chwilę o gęsią skórkę. Alan był zadowolony.
-         Teraz druga – szepnął
Druga noga za chwilę wzbogaciła się też o taką osobliwą ozdobę. Będąc w krótkiej spódniczce nie było mowy, by Dorota mogła je ukryć. Za chwilę też musiała zatrzasnąć sobie takież obręcze na swych nadgarstkach. Teraz była już „zaobrączkowana” na dobre. Kobieta, która przyniosła danie, spojrzała na „biżuterię” Doroty znacząco, ale nic nie powiedziała. Dorota za to się mocno zaczerwieniła i spojrzała na swego towarzysza.
-         Tylko ja mam do nich kluczyki i cię z nich zwolnię wtedy, gdy wygrasz ze mną „bitwę”... – rzekł Alan, a zabrzmiało to złowrogo. Czyżby miała teraz żyć z czymś takim na kończynach?
-         Dobrze – odparła pokornie
-         Pasują ci do sukienki – pocieszył ją na koniec
Wieczór się na tym nie skończył. Alan zaprosił Dorotę jeszcze na górę do jednego pokoju hotelowego, który wynajął. Dorota szła cała podniecona. Miała ochotę się z nim przespać, a nadarzała się najlepsza do tego okazja.
            Pokój był dość spory, wyposażony w szafę, telewizor i łóżko małżeńskie. Alan poprosił Dorotę, by usiadła na krześle koło stołu, co też uczyniła. Gdy usiadła, sukienka odsłoniła większość jej pięknych nóg. Zaproponował jej herbatę, zgodziła się. Za chwilę podszedł do niej z napojem i usiadł naprzeciwko. Dorota patrzyła na swego „chłopaka” rozmarzonym wzrokiem. To był jasny sygnał. Ich usta powoli się do siebie zbliżyły, aż w końcu zwarły w pocałunku. Trwało to kilkanaście sekund, po czym Dorota zbliżyła usta do jego ucha i szepnęła: „bierz mnie...” Alan pogłaskał ją po buzi, po czym... wymierzył jej siarczysty policzek. Dorota była w szoku, czuła się, jak nagle wyrwana z głębokiego snu.
-         Zuchwała się stałaś! Na coś takiego trzeba zasłużyć! – Alan był zdenerwowany
W tym momencie chwycił za mniejszą obręcz przymocowaną do kajdanek na lewej nodze. Szybkim ruchem zatrzasnął ją na nodze krzesła. To samo zrobił z drugą, a potem zapiął obie jej ręce z tyłu na oparciu krzesła. Dorota była teraz unieruchomiona na swym siedzisku, jej oczy wyrażały przerażenie i zaskoczenie. Zupełnie się nie broniła, ale przeciwnie, łatwo dała się przykuć. Poczuła, że jej przerażenie zmienia się w podniecenie. Alan ciągnął:
-         Teraz zobaczymy na co cię w ogóle stać... – to mówiąc chwycił za herbatę.
Przybliżył ją do jej ust, a Dorota lekko je otworzyła, mając świadomość, że płyn jest bardzo gorący. Przełknęła kilka łyków. Gardło trochę sparzyło, ale nie był to już wrzątek. Potem poszło jeszcze kilka łyków, które mężnie zniosła. W tym momencie Alan przechylił kubek w powietrzu i kilka kropel herbaty wykapało na jej udo. Dorota syknęła z bólu, a na jej nodze przy kolanie utworzyła się czerwona plamka. Podniecenie jeszcze się wzmogło.
-         Ups! Trochę mi się wylało... – eufemistycznie rzucił Alan
Po chwili na drugie udo polała się cała strużka herbaty, i to w miejsce tuż przy połach sukienki. Dorota wydała okrzyk bólu. To nie zniechęciło oprawcy. Za chwilę los uda podzieliły kolana i zgrabne, opalone łydki. Na koniec, już trochę wystygłą herbatą „poczęstowane” zostały ręce.
-         Co się mówi za zaspokojenie pragnienia? – zapytał Alan
-         Dzię – kuję... – cicho szepnęła Dorota, ocierając o siebie obolałe nogi
-         Teraz sprawdzamy dalej twoją odporność na ból...
To mówiąc Alan wyciągnął z kieszeni mały, ostry gwoździk. Przyłożył jego koniec do uda Doroty, tam, gdzie była jedna z czerwonych plam i zaczął przyciskać go do skóry. Dorota zrobiła się czerwona na twarzy, ale zachowała milczenie. W miarę upływu czasu gwoździk wbijał się mocniej, aż w końcu, gdy z miejsca ukłucia wypłynęła krew, Dorota wydała przeciągły, tępy pisk: „Aaaaaaa!”, ale starała się wytrwać w tej samej pozycji. Kilka sekund później gwoździk został odjęty.
-         Bardzo dobrze, Dorotko... – pochwalił ją jej przystojny kat – Teraz cię rozwiążę i wykonam ostatnią próbę.
Alan odkuł Dorotę od krzesła przy pomocy swojego kluczyka.
-         Teraz dostaniesz kopniaczka w tyłeczek. To ważne, abyś przybrała w tym celu odpowiednią postawę. Umiesz to zrobić?
Dorota skinęła głową i powoli wstała. Oparła się rękami z przodu o łóżko i schyliła, wypinając pupę.
-         Jeszcze źle! Rozchyl bardziej nogi! – rozkazał Alan, co też Dorota zaraz uczyniła
-         Nie, źle! Musisz się nauczyć! Kopniaczki przyjmujemy bez majtek!
Dorota zarumieniła się. Jednak przemogła się i ściągnęła majtki, co też było łatwe, gdyż ubrana była tylko w przewiewną, krótką sukienkę. Wypięła teraz pupę jak tylko mogła najbardziej, tak, że sukienka odsłoniła pół jej pośladków. Rozstawiła nogi bardzo szeroko, odkrywając przed nim swój używany już przez mężczyzn otworek odbytu oraz waginę. Alan przez chwilę kontemplował jej piękne otworki, po czym wyjął z torby korki, czyli buty piłkarskie. Były czarne, opływowe i wykonane z twardej skóry.
-         Spójrz, takimi butami wykonuje się mocne, piłkarskie kopnięcia piłki... Potrenujemy kolejną dyscyplinę sportu...
Dorota przełknęła ślinę ze strachu. Po chwili Alan założył takiego buta na prawą nogę, przymierzył się do kopnięcia, ale wpierw delikatnie „wymacał” stopą waginę Doroty, niejako robiąc próbę przed kopnięciem. Dorota poczuła chłód korka na swej mokrej już cipce, zacisnęła zęby i zamknęła oczy. Trwało to z dwadzieścia sekund, a czas ten rozrastał się w nieskończoność. Dorota szepnęła w końcu: „Wal, piłkarzu”. Alan wychylił nogę do tyłu, by nabrać jak największego rozpędu. Sekundę później wykonał manewr kopnięcia prosto w wypiętą, bezbronną waginę i część odbytu.
-         AAAUU!!!!!!! - Dorota krzyknęła z całych sił, lądując siłą uderzenia na środku łóżka.
Wagina zrobiła się cała czerwona i nabrzmiała krwią. Bolała ją tak, jakby ktoś ją potarł tam tarką do warzyw. Złapała ją dłonią i przycisnęła, łudząc się, że to zmniejszy ból. Trzy minuty Doroty jęczenia z powodu ogromnego bólu Alan przeczekał w milczenia, patrząc z satysfakcją na swoje dzieło. „Co ty na to?” – spytał dumnie. Dorota już przemogła najgorszy ból, więc teraz się tylko odwróciła do niego twarzą i uśmiechnęła: „mistrzowski kop!” – skomentowała.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

To jest nalepsze jak do tej pory napisz coś podobnego jak bitwa w paint ball